piątek, 27 grudnia 2013

Święta, święta i po...


Tyle przygotowań, tyle zamieszania i już po wszystkim ;) Święta oficjalnie dobiegły końca (choć dla których skończyły się już po Wigilii). Większość tych "pracujących" jutro wróci do normalnego trybu życia, a uczniowie (w tym ja ^^) cieszą się wolnością jeszcze przez prawie dwa tygodnie.
Mam za sobą już 6 "wigilii" z czego trzy spędzone z moją przyjaciółką Oliwią, którą serdecznie pozdrawiam, choć jest teraz obok mnie ;) (i przy okazji polecam jej bloga, którego możecie znaleźć >>TUTAJ<<). Święta minęły mi w bardzo miłej, rodzinnej atmosferze. Dzielenie się opłatkiem w tę "prawdziwą" Wigilię trwało (na szczęście!) bardzo krótko, bo wszyscy umierali z głodu i chcieli w końcu rzucić się na przepyszne potrawy mojej mamy :) Mikołaj również był bardzo hojny i zaraz się wam pochwalę tym co mi przyniósł :) Mam nadzieję, że wy również jesteście zadowoleni, najedzeni i bogatsi o świetne (i trafione!) prezenty :)
Będąc przy dobrych wiadomościach, to w środę licznik wyświetleń na blogu dobił do pierwszej setki! :) Nie wiem czy to ta magia świąt, czy coś innego, ale bardzo się z tego powodu ucieszyłam i mam nadzieję, że teraz będzie tylko lepiej. Korzystając z okazji, to bardzo serdecznie zachęcam do komentowania. Wyświetlenia są, więc bardzo miło byłoby poznać wasze opinie czy po prostu poczytać co macie mi do powiedzenia.
Mamy z Oliwią za sobą całonocny maraton z "The Walking Dead". Nowe odcinki całkowicie mnie zaskoczyły, nie mogę uwierzyć w to co się tam dzieje. Kto ogląda, ten wie ;)
A dziś wieczorem wybieram się do mojego miejscowego kina na premierę filmu "Hobbit: Pustkowie Smauga". Uwielbiam J. R.R. Tolkiena i jego twórczość, dlatego już nie mogę się doczekać! :)

A teraz obiecana prezentacja rzeczy znalezionych pod choinką:

Cudowna, pojemna, karmelowa torba. Spokojnie mieści format a4, solidnie wykonana i do tego świetnie wygląda :)

Olejek do ciała w sprayu Skin so soft z brokatem ^^ Ma śliczny, słodki zapach, aż chce się go zjeść ;)

Poręczny, bardzo ładny kalendarz. Taki jakie lubię ^^

Maskara Maybeline Colossal Volum'. Idealnie czarna, nie skleja rzęs i rzeczywiście nadaje objętości ;)

Przesłodki pluszowy reniferek, którego z bratem nazwaliśmy Sammy :) Kocham pluszaki wszelkiej maści, a zwłaszcza te... nietypowe, to znaczy inne niż misie ;)

Ponadczasowa gra planszowa, czyli Eurobusiness. Chyba każdy ją zna :) Zdjęcie w trakcie nocnej partyjki z młodszym bratem i Oliwią ;)

Tutaj już nie spod choinki, ale otrzymana od Oliwii genialna bransoletka w barwach rasta :)

Ten prezent dostałam na wigilii klasowej, bo bardzo chciałam mieć tę płytę. Swoją drogą serdecznie polecam, bo jest świetna. Oczywiście jeśli ktoś lubi reggae i te klimaty :)


To by było na tyle ;) Pierwszy raz mój Mikołaj był tak hojny, ale oczywiście nie będę narzekać ;) Oby tak częściej :D
Pozdrawiam was cieplutko i jeszcze raz zachęcam do odwiedzania bloga i komentowania!

Love,
Rúadhnait.

poniedziałek, 23 grudnia 2013

Świąteczne klimaty


 Śniegu nadal nie ma, za to w moim domu już widać i czuć świąteczną atmosferę :) Choinka ubrana w tym roku wcześniej, pokój należycie przystrojony, Michael Buble z głośników wyśpiewuje świąteczne piosenki a z kuchni unoszą się oszałamiające zapachy ciasta.
Już jutro wigilia (podobno ta najważniejsza), choć za sobą mam już dwie - jedną w szkole, a jedną zorganizowaną dla gromady zuchowej, której jestem przyboczną. Obie minęły w bardzo miłej atmosferze, choć jak dla mnie uśmiechu i radości dzieciaków nic nie przebije :)
Teraz przede mną jeszcze 14 dni słodkiego leniuchowania, pałaszowania świątecznych pyszności, czytania książek i (mam nadzieję) szału twórczego, bo przyjaciółka będzie niepocieszona jeśli nic nie napiszę przez tę przerwę.
Zaraz wpadnie przyjaciółka, która uparła się, że musi dać mi prezent jeszcze przed świętami, dlatego będę powoli kończyć ;)
Wszystkim, którzy tutaj zaglądają, pragnę złożyć najserdeczniejsze życzenia, aby te święta minęły wam w rodzinnej, magicznej atmosferze, przepełnionej miłością i radością. Dużo miejsca w brzuchach, żeby pomieścić wszystkie świąteczne potrawy i słodkości :) Spełnienia wszystkich marzeń i samych słonecznych dni w życiu. Uśmiechów na twarzach i prawdziwych przyjaciół. Wszystkiego, wszystkiego najlepszego! :)

Love,
Rúadhnait.

czwartek, 19 grudnia 2013

Kącik bibliofila odc.1

Witam w pierwszej odsłonie "Kąciku bibliofila". Mam nadzieję, że uda mi się dodawać kolejne cyklicznie, np. raz na miesiąc a może częściej. Będą pojawiać się tutaj recenzje książek ostatnio przeze mnie przeczytanych, takich które szczególnie zapadły mi w pamięć z mniej lub bardziej pozytywnych powodów. 

Dzisiaj przed wami prezentacja książki pt. "Marina", która jak najbardziej jest pozycją wartą polecenia.


Wszystko skrywa jakieś tajemnice. Ludzie, miejsca, zdarzenia. Zawsze znajdzie się mroczna strona, której nie widać na pierwszy rzut oka. A my uwielbiamy tajemnice. Człowiek chce, niczym detektyw, szukać informacji, snuć teorie. Odkrywać kawałek po kawałku, z niecierpliwością wyczekując końcowego obrazu.
Dlatego nie lada gratką dla każdego czytelnika będzie książka pt. „Marina”, autorstwa Carlosa Ruiza Zafóna. Opowiada ona historię kilkunastoletniego Óskara Draia, ucznia barcelońskiej szkoły z internatem. Co dzień z wytęsknieniem czekał na moment, gdy lekcje dobiegną końca i będzie mógł wyrwać się spod opieki świątobliwych ojców. Wyruszał wtedy w podróż ulicami Barcelony, w której „czas i pamięć, historia i fikcja zlewały się (…) niczym akwarele na deszczu”. Tam właśnie spotkał Marinę. Dziewczynę, której niezwykłość urzekła go od razu i na zawsze miała pozostać w jego sercu. Razem natknęli się na nigdy niewyjaśnioną i zatartą ręką czasu historię. Na niezwykłym cmentarzu na Sarriá, po raz pierwszy spostrzegli sylwetkę czarnego motyla, który miał stać się drogowskazem do odkrycia prawdy.
Zafón w mistrzowski sposób snuje opowieść o prawdzie i ułudzie, miłości i szaleństwie. Życie kołysze się tu w złowieszczym tańcu, za partnera mając śmierć. Podążając za Óskarem i Mariną ulicami dawnej Barcelony, krok po kroku odkrywamy jej prawdziwe oblicze, skryte w mrokach dnia codziennego. Oczyma wyobraźni odwiedzamy gwarną Ramblas. Snujemy się po złowrogich, zaniedbanych zakamarkach Sarriá. Błądzimy na spowitym mgłą dworcu Francia. Pełni obaw zagłębiamy się w przeszłość, która miała na zawsze pozostać tylko domysłem. Dochodzimy do miejsca, w którym jest zbyt daleko, by zawrócić i zbyt niebezpiecznie, by kontynuować.
Powieść ma wiele cech, które przekonują, by poświęcić czas akurat jej. Każda strona zawiera kolejny element układanki. Nie sposób oderwać się zanim wszystko wskoczy na swoje miejsce. Utrzymana w mrocznym klimacie XX-wiecznego miasta historia o poszukiwaniu prawdy, makabrycznym sekrecie przedsiębiorcy-geniusza i uczuciach, pozostawia po sobie niezniszczalny ślad. Sprawia, że chce się do niej wracać, ponownie rzucać się w wir wydarzeń. Dzieło Zafóna trzyma w napięciu do ostatniego słowa, a przy tym wzrusza i przenosi w zupełnie inny świat. Świat, w którym zatracamy się tak bardzo, że nie da się już zawrócić.
Czy znajdziecie w sobie dość odwagi, aby odkryć sekret Óskara Draia?

Czy będziecie w stanie wspominać coś, co nigdy się nie wydarzyło?

wtorek, 17 grudnia 2013

Coraz bliżej święta...

Dzisiejszy dzień minął mi pod znakiem sprzątania. Święta Bożego Narodzenia zbliżają się wielkimi krokami, toteż trzeba się do nich należycie przygotować. Nie wiem jak wy, ale ja nigdy nie potrafię odpowiednio 'wczuć się' w bożonarodzeniowy klimat, gdy na zewnątrz panuje pogoda taka jak teraz. Równie dobrze mogłaby być Wielkanoc, w to szybciej byłabym skłonna uwierzyć, wyglądając przez okno.
Niemniej jednak zbliża się Gwiazdka, kalendarza nie da się oszukać. Po sklepach błąkają się Święci Mikołajowie, Śnieżynki, renifery, bałwanki czy aniołki ogłaszające dobrą nowinę, jednak nie tę, na którą czekali ludzie dwa tysiące lat temu, ale tę, mówiącą, że dziś w promocji mamy karpia, mandarynki i masę makową. Ulice miast już jakiś czas temu przystrojone zostały barwnymi choinkami, światełkami i innymi ozdobami.
Świąteczny szał, prędzej czy później, udziela się każdemu z nas. Jedni z chęcią rzucają się w wir zakupów, wybierają prezenty, zachwycają się wspaniałym klimatem centrum handlowego, w którym przecież jest tak świątecznie. Inni traktują, to jako przykry obowiązek i próbują załatwić wszystko tak szybko, jak tylko się da.
Myślę, że ten czas jest dobrym momentem, żeby zastanowić się co jest dla nas najważniejsze w tych świętach. Nie będę was oszukiwać. Gdy ja próbuję przywołać na myśl rzeczy, najbardziej kojarzące mi się ze świętami, pojawiają się takie rzeczy jak: choinka, prezenty, pierogi, jemioła, puste nakrycie, które ustawia się, często mając nadzieję, że nikt niespodziewany się nie zjawi, ale też Kevin sam w domu i mandarynki, i ta niezapomniana ciężarówka Coca - Coli. U mnie w domu nie śpiewa się kolęd, choinki też często nie ubieramy całą rodziną. Pierwsza gwiazdka też jest znakiem umownym, bo nie wszyscy mają wtedy czas. Dzielenie się opłatkiem jest najbardziej niezręcznym momentem całych świąt i wszyscy chcą to jak najszybciej mieć za sobą i zabrać się za jedzenie. Raz czy dwa zdarzyło się nawet zapomnieć o sianku pod obrusem. Wiem, że w wielu domach tak jest, z przeróżnych przyczyn. Nie mnie oceniać czy to dobrze czy źle. Zastanawiam się tylko jak bardzo obchodzenie świąt Bożego Narodzenia jeszcze się zmieni. Czy moje pokolenie lub te kolejne będą traktować je tak samo czy kolejne tradycje odejdą w zapomnienie? Jedna rzecz jednak funkcjonuje w moim domu. Święta są chwilą wytchnienia. Spędzamy czas z rodziną, z dala od pracy, szkoły, biegania po zakupy, załatwiania miliardów spraw ważnych i ważniejszych. Choć na tych kilka dni, życie zwalnia. Do zdrowego tempa.

Love,
Rúadhnait

poniedziałek, 16 grudnia 2013

Na (dobry?) początek...

Podobno początki zawsze są trudne. Kiedy coś się zaczyna, to nie da się przewidzieć co będzie na końcu. Nie wspominając już o wszystkich zawirowaniach i zmianach, jakie czekają na nas po drodze.
Prawdopodobnie tak też będzie z tym blogiem. Szczerze powiedziawszy, gdyby ktoś zapytał mnie o czym mam zamiar tutaj pisać odpowiedziałabym: 'Nie wiem. O wszystkim'. I tego właśnie możecie się spodziewać. Koncepcja założenia bloga kiełkowała we mnie już od dłuższego czasu, nie mogłam się jednak zdecydować na konkretny temat. Dlatego dostaniecie całkowity misz-masz, zupełnie jak życie każdego z nas.
Pisać uwielbiam od zawsze. Pisać, wymyślać i tworzyć. Cokolwiek co da się napisać, co da się wymyślić i co da się stworzyć. To jest moja pasja, która czasami dostarcza mi wielu frustracji i negatywnych emocji. Ale mimo wszystko kocham to robić i podobno jakoś mi to wychodzi. A gdyby nie wychodziło, pewnie i tak pisałabym dalej.
Drugą w kolejce, choć na równorzędnej pozycji, pasją jest sport, a zaraz po nim plasują się muzyka, książki i film.
To chyba wszystko co musicie, albo i nie musicie, ale zostało wam powiedziane, o mnie wiedzieć. Mam nadzieję, że jakieś zbłąkane duszyczki dotrą tutaj i może zostaną ze mną na dłużej.

Love,
Rúadhnait.