czwartek, 9 stycznia 2014

Wyzwania dzień dziewiąty

9 stycznia
Jesteś zamknięta w pokoju z czymś, czego najbardziej się boisz. Opisz co jest w pokoju.

Ciemność. Otacza mnie ze wszystkich stron. Jest tak ciemno, że nie widzę różnicy, gdy otwieram i zamykam oczy. Wyciągam dłonie na boki i uderzam nimi w twarde ściany. Są tak blisko, że nie mogę wykonać żadnego ruchu. Po chwili uświadamiam sobie, że leżę w trumnie. Zimny szpon strachu chwyta mnie za gardło. Panikuję, zaczynam się szarpać i krzyczeć. Nie pomaga.
Nagle udaje mi się wydostać. Nie wiem jak to się dzieje, ale wieko uchyla się. Nie zasypuje mnie ziemia, jak się spodziewałam. Wychodząc z trumny, staje na równej, zwyczajnej podłodze. W pokoju panuje mrok, jednak nie tak gęsty jak przed chwilą. Po kilku chwilach moje oczy przyzwyczajają się do tych warunków. Obok trumny dostrzegam jakiś mały kształt i gdy pochylam się, by sprawdzić co to jest, okazuję się, że znalazłam latarkę. Szybko ją podnoszę i gorączkowo szukam włącznika. Słaby snop światła w pierwszej chwili całkowicie mnie oślepia. Mrugam kilkakrotnie.
Trudno mi ocenić rozmiary pomieszczenia, bo latarka oświetla tylko niewielki obszar przede mną. Ruszam przed siebie, ostrożnie stawiając każdy krok. Błądzę, nie wiedząc czego właściwie szukam. Nagle dostrzegam zarys jakiejś postaci, tuż przed sobą. Gdy przesuwam światło na leżący kształt, rozpoznaję w nim mojego tatę. Mam wrażenie, że śpi. Podchodzę bliżej, z rosnącym niepokojem. Będąc już całkiem blisko dostrzegam szeroko otwarte oczy, wpatrzone nieruchomo w sufit. Wyciągam przed siebie drżącą dłoń i dotykam jego twarzy. Jest zimna jak lód. Odskakuję przerażona, a rozdzierający krzyk wyrywa mi się z piersi. Cofając się gwałtownie potykam się o coś i upadam. Latarka wypada mi z ręki. Toczy się po podłodze, nie wyłączając się jednak. Mimowolnie podążam wzrokiem za snopem światła, który pada na przeraźliwie bladą twarz mojej mamy. Zrywam się na równe nogi, nie zwracając uwagi na łzy płynące po policzkach. Łapię latarkę i świecę nią wokoło, widząc ich wszystkich. Moich braci, przyjaciół. Wszyscy moi najbliżsi są tutaj. Martwi.
Brakuje mi oddechu, do kolejnego krzyku. Szloch wstrząsa moim ciałem, gdy się cofam, ale nie potrafię oderwać oczu od widoku przed sobą. Uderzam plecami w ścianę, nigdzie jednak nie widać drzwi, okna, ani innej drogi ucieczki. Przesuwam latarką wokół, widząc pusty wzrok ludzi, których tak kocham. Snop światła pada na trumnę, która wciąż tu jest. Dopiero teraz zauważam, że nie jest pusta. Gdy robię krok w jej stronę, czuje jak robi mi się niedobrze. Widzę siebie, leżącą nieruchomo, moja twarz jest trupioblada, a powieki mam przymknięte.
Nogi się pode mną uginają i upadam na ziemię. Słyszę trzask pękającego szkła i latarka gaśnie, ponownie pozwalając ciemności mnie pochłonąć. 

0 komentarze:

Prześlij komentarz