Weź pierwsze zdanie ze swojej ulubionej książki i uczyń je pierwszym zdaniem swojego postu.
Dzień był szary i potwornie zimny, a psy nie chciały iść
śladem. Głód czynił każdy kolejny krok coraz trudniejszym. Nie pamiętał kiedy
ostatnio jadł cokolwiek, o mięsie nie wspominając. Jadalne rośliny, które
udawało mu się znaleźć, wcale go nie zaspokajały, a przeżuwanie ich jeszcze
bardziej męczyło. Nie mógł jednak wrócić. Choć ich nie widział, czuł oddech
pogoni na swoim karku. Choć ich nie słyszał, niejednokrotnie budził się w nocy,
pewien, że zakradli się do jego obozu i za chwilę zostanie pozbawiony głowy.
Prychnął pod nosem. Obóz. Nie wiedział, czy miejsca, w których
sypiał można było określić tą szczytną nazwą. Rozkładał na ziemi swój znoszony,
brunatny płaszcz, a obok kładł małą sakwę z całym dobytkiem, który zdołał
zabrać w pośpiechu. Gdy spał, psy zawsze kręciły się gdzieś w pobliżu. Tylko
czasem oddalały się nieco dalej, by szukać pożywienia. Nie raz zastanawiał się
czy zabranie ich ze sobą było dobrym pomysłem. Człowieka z dwoma brytanami z
pewnością łatwiej było wytropić. Trudniej jednak było go zabić.
Tak bardzo chciałby, żeby to wszystko okazało się tylko
koszmarnym snem. Sam był sobie winien i doskonale zdawał sobie z tego sprawę. Dlaczego
musiał wybrać drogę na skróty i przejść obok tych piekielnych stajni? Dlaczego odwrócił
się, słysząc hałas za plecami i zobaczył Zaprzysiężonego pochylonego nad
ciemnym kształtem, leżącym u jego stóp. Dlaczego zatrzymał się, gdy zobaczył,
że z trzymanego przez mężczyznę sztyletu rytmicznie kapie świeża krew? Ojciec
tak wiele razy go ostrzegał, jego słowa wciąż rozbrzmiewały mu w głowie.
To miasto jest
niebezpieczne, Nyle. Nie waż się zapuszczać po zmroku w ciemne uliczki i nie
wychodź poza mury. Udawaj głuchego, cokolwiek by się nie działo. Niektóre głosy
nie są przeznaczone dla takich jak my.
Znowu nie spełnił prośby staruszka. Nie miał nawet czasu by
zawiadomić go co się dzieje. Miał nadzieję, że strażnicy nie widzieli, w którym
z domów zniknął. Wracanie się po rzeczy było bardzo ryzykownym posunięciem.
Błagał bogów, by jego głupota nie zesłała nieszczęścia na jego rodzinę. Za
każdym razem, gdy myślał o małej Keelin, miał w oczach łzy.
Gdy dzień chylił się ku końcowi, nie miał pojęcia jak dużo
przeszedł. Nie wiedział nawet, czy wciąż idzie w dobrym kierunku. Położył się
na mchu pod dębem i przykrył się
wytartym płaszczem, który ściągnął z ramion ostatkiem sił. Na początku zawsze
wybierał wielkie, stare drzewa. Mógł wtedy wspiąć się na jego grube gałęzie i
spędzić noc, ukryty za zasłoną liści. Jednak po wielu dniach spędzonych w
drodze, nie miał na to siły. Nigdy nie palił też ogniska. Za duże ryzyko.
Zwinął się w ciasny kłębek i przymknął oczy. Okrycie nie dawało mu ochrony
przed zimnem, dlatego drżał na całym ciele. A może to był strach?
- Déithe, cabhrú liom. - szepnął, nie mając nadziei, że ktokolwiek go usłyszy.
_______________________________________
Książka, z której zaczerpnięte jest pierwsze zdanie, to "Nawałnica mieczy. Stal i śnieg." Czyli 3 część "Pieśni lodu i ognia". Nie wiem czy można ją nazwać moją ulubioną, ale z tych które miałam pod ręką, tę lubię najbardziej :)
PS. Ostatnie zdanie znaczy tyle co "Bogowie, pomóżcie mi" (przynajmniej mam taką nadzieję, opierałam się na internetowych słownikach ;))
O mnie